Biała Dama z Toszka

Podobno co  roku o  północy w  pierwszym dniu Świąt Wielkanocnych, gdy księżyc oświetla ruiny toszeckiego zamku, z  jego podziemi wyłania się duch odzianej na biało pani. Długo snuje się ona po rozległym dziedzińcu, zagląda do okien, pochyla się nad starą studnią i znika za basztą. Jak głosi legenda, wspaniałym zamkiem słynącym z  tego, że  miał tyle okien, ile dni, tyle komnat, ile nocy i  tyle baszt i  wieżyczek, ile miesięcy w  roku, władał niegdyś okrutny graf. Drżeli przed nim poddani, których nieludzko karał za byle przewinienia. Wymagał też od nich bezwzględnego posłuszeństwa. Opornych wtrącał do lochów, z których nie było ucieczki. Graf miał wiernego sługę, ojca młodej i  pięknej córki. Kochał sługa swoje dziecko nad życie. Tego nie mógł znieść okrutny pan. Wymagał od  sług miłości i  uwielbienia tylko dla siebie. I  chociaż zbliżały się Święta Wielkanocne, wyprawił sługę z  poselstwem do  Gliwic. Sam zaś wtargnął do  komnaty jego córki, która właśnie przebierała się w  białą koszulę do  snu. Chwycił dziewczynę za  włosy, owinął jej głowę prześcieradłem i  wywlókł na  dziedziniec. Tam, poturbowaną udusił i  wrzucił do  studni. Sługa powróciwszy do zamku, długo szukał swojej córki. Nie znalazł jej, ale od innych sług dowiedział się, co zaszło na dziedzińcu zamkowym. Wtedy oszalały z  wielkiego bólu zapadł na  ciężką chorobę. Leżąc na  łożu śmierci, rzucił straszne przekleństwo na zamek. – Zgiń, przepadnij, zamień się w stertę cegieł i gruzu! Klątwa spełniła się już niebawem. Graf umarł w straszliwych męczarniach, a zamek nawiedził ogromny pożar. Podobno Biała Dama, chodząc po zamku w ciemną wielkanocną noc, szuka ojca. Ukazuje się niektórym ludziom, ale tylko tym, którzy choć troszeczkę w nią wierzą.

Pliki audio

Czytaj również

Newsletter - Zapisz się